Inwestowanie jest dość specyficzną dziedziną naszego życia. Można by rzecz, że to takie krzywe zwierciadło – co w rzeczywistości jest czarne, w świecie inwestycyjnym wydaje się białe. Co jest małe, inwestorowi jawić się będzie jako duże. Bardzo ciekawe wnioski można wysnuć z własnego zachowania jeżeli spojrzymy na siebie jako na inwestora i na siebie jako osobę zajmującą się czymkolwiek innym.
Jedną z najtrudniejszych rzeczy, z jaką trzeba się zmierzyć na giełdzie jest konieczność posiadania racji. Uwielbiamy mieć rację i nienawidzimy się mylić. A kiedy na rynku mamy rację? Wtedy, gdy na zielono mruga do nas dzienny “urobek” na naszym rachunku maklerskim. I odwrotnie, kiedy na monitorze króluje czerwień jesteśmy źli, a rachunek bezlitośnie wypomina nam naszą “porażkę”. Dzisiaj się pomyliłeś, dzisiaj “straciłeś” pieniądze zdaje się mówić.
Od wielu lat powtarzam, że nie ma większego przekleństwa dla inwestora niż bieżąca aktualizacja stanu naszego rachunku. W jednej chwili z chłodnego i opanowanego profesjonalisty zamieniamy się w kierującego się emocjami amatora. Mam plan ale pod wpływem emocji przestaję się go trzymać. Zieleń budzi chciwość, czerwień strach. Kupuję pod wpływem chciwości, sprzedaję pod wpływem strachu. Pytanie tylko, czy taki był plan?
Zastanówmy się, jak często właściciel mieszkania na wynajem sprawdza jego wartość rynkową? Jeżeli to jest pierwsze mieszkanie i wciąż czujemy ekscytację z właśnie rozpoczętej, zupełnie nowej inwestycji, to pewnie często. Może nawet raz dziennie. Tyle tylko, że w sytuacji kiedy strumień czynszów płynie, ekscytacja nowością zamienia się w rutynę, to zakładam (w zasadzie ja tak robię), że o cenie mieszkania w naturalny sposób się zapomina. Przyznam się bez bicia, że w 2019 nie sprawdziłem ile moje mieszkanie jest warte. Ostatnim razem cenę w systemie aktualizowałem pod koniec 2018 roku. I co dziwne jakoś z tym żyję 🙂
Jak większości z Was zapewne wiadomo, w obecnej sytuacji rynkowej nie jestem jakimś ogromnym pesymistą. Myślę, że można wręcz wyczuć u mnie delikatną nutkę optymizmu (o ile można tak nazwać radosne naparzanie guziczka BUY). Dla mnie to dość prosta rzecz – nie potrzebuję mieć racji. Nie musi się świecić na zielono (aczkolwiek, nie powiem – zawsze to miłe patrząc jak moje, “genialne przecież”, decyzje powodują, że stan rachunku rośnie. To co dla mnie się liczy to płynący cash. Niestety posiadaniem racji jeszcze nie udało mi się zapłacić rachunków. Dziwnym zbiegiem okoliczności spółdzielnia nie pozwoliła uregulować należności za czynsz niezmąconym “poczuciem” zieleni na rachunku. Bezczelnie chcieli kasy!
Jakoś tak to się dziwnie dzieje, że widząc czerwień na giełdach ludzie zapominają, że mieli kupić “tą spółkę na wynajem” i zapomnieć o jej cenie o ile hajs z dywidend będzie się zgadzać. Okazuje się, że strach przed odjeżdżającym pociągiem jest dużo groźniejszy niż szansa na kupienie czegoś tanio. Na rynku lubimy (musimy wręcz) kupować drogo!?
Ile osób rezygnuje z zakupów bo przecież za chwilę będzie taniej? Będzie? Ja nie wiem. Nie posiadam zdolności przewidywania, szklanej kuli, czy nawet informacji insiderskich na podstawie których mógłbym z niezmąconą pewnością siebie powiedzieć, że za chwilę będzie taniej. Wiem jedno – mam plan. Moim planem jest zbudowanie dochodu z dywidend pozwalającego na komfortowe życie plus na odłożenie czegoś na później. Wiedząc czego chcemy łatwiej to osiągnąć. Osobiście życzę sobie aby było jeszcze taniej bo dzięki temu będę miał okazję jeszcze szybciej zrealizować swój plan. Z jakiegoś powodu cieszę się, gdy widzę czerwień. A jeżeli przy okazji okaże się, że przez kilka tygodni, czy nawet miesięcy, nie miałem racji? Będę z tego bardzo zadowolony bo dzięki temu szybciej realizuję PLAN.
Pozostając ciągłym optymistą dywidendowym (nie mylić z bykiem :)) kluczowe jest to aby:
- Wybierać najlepsze na dany moment spółki po najlepszych cenach
- Nie używać dźwigni (albo wykorzystywać ją w bardzo niewielkim stopniu – osobiście w momentach największego optymizmu dopuszczam zainwestowanie 120$ na każde 100$, które posiadam)
- Inwestować środki, które w żaden sposób nie są (i nie powinny być) potrzebne w przyszłości
Konsekwentne trzymanie się tych zasad (a czasem naprawdę kusi żeby zacząć je łamać) powoduje, że w moim przypadku zieleń rodzi strach a czerwień budzi chciwość.
Opinie i Komentarze